niedziela, 31 maja 2015
Aktualizacja 2015 Maj Włosy Hairs Pelos Haare
Stan włosów na maj 2015
dla porównania włosy za maj 2014
wyglądają jakby się cofnęły w gęstości i długości...
jeszcze raz maj 2015 ale cała postać:
i maj 2014 cała postać:
Może jestem za chuda? W sumie jak porównuję zdjęcia to mam jakby doły pod oczami i jestem ciągle głodna.
maj 2013
Podsumowując włosy były ładniejsze od razu po:
kapołkowaniu połączonym z rumiankowaniem
jantarowaniu i piciu codziennym rano i wieczorej oleju z pestek dyni ze styrii
olejowaniu z mixu podgrzanych olejów min migdałowy, dyni, jojoba, rycynowy z jajkiem + cytrynowaniu.
kiedyś po skrzypowicie jak jeszcze jej nie reklamowano tak i nie zmieniono na chemię laboratoryjną.
używaniu rosyjskiego szamponu przeciw wypadaniu włosów, który po prostu na mnie działa.
piciu 9 szklanek dziennie (3 rano 3 w dzień i trzy wieczorem).
picie ziół, jedzenie codzienne kaszy z sezamem, olejem lnianym, ostropestem, słonecznikiem, galgantem, bertramem, czarnuszką chyba na mnie na razie nie ma wpływu. Bo włosy nie są śliczniejsze. Spróbuję zamówić coś z zielonej tłoczni skoro się popsuła skrzypowita i już nie dają ziół do kapsułki tylko jakąś chemię (każdą z ciekawości otwierałam i przesypywałam do buzi bez kapsułki bo mój dziadek tak robił mówiąc, że nie będzie jadł plastiku ;p ). Podobno ich produkty można zamówić na stronie soków regionalnych www.sklep.sokiregionalne.pl.
sobota, 23 maja 2015
Ah, Duch tak blisko
Byłam 18-go maja 2015 na spotkaniu z Marią Vadia. Mówiła, że Duch Święty nie przychodzi z sufitu, tylko z okolic brzucha czy przepony i idzie wewnątrz nas do góry wychodzi przy wychwalaniu Boga przez usta wraz z dźwiękiem i światłem które rozprasza ciemność i zmienia atmosferę unosi się nad głową. Kolega, który nie jest zbyt religijny powiedział, że jak człowiek mówi, to wydobywa się też światło, ale takie podczerwone, którego nie widać gołym okiem.
Mówiła też, że jeśli nie znasz Pana to nie dziwne, że nie masz za co dziękować bo go nie znasz i nie wiesz co dla Ciebie zrobił, a on każdy Twój nowy i stary grzech odkupił na krzyżu. Nie pozostaje Ci nic innego niż dziękować Bogu za to że to zrobił "Thanks the Lord!". Miała też osobiste powody, żeby mu dziękować, że ją wyciągnął z "piekła".
Ona mówiła, że w Biblii jest prawda. Jeśli nie znasz prawdy, to jesteś skłonny uwierzyć w kłamstwa.
Mówiła też że z brzucha wypływa źródło życia - fontanna i to w Ewangelii Św Jana było na przykład.
Mówiła, że podczas uwielbiania Boga możemy oczekiwać że nas uzdrowi, to jest naturalne podczas wielbienia czyli tzw tehilah (nie mylić z tequila ;p). Mówiła, że Bóg lubi być chwalony, a skoro to lubi to dlaczego mamy mu dawać coś innego skoro to właśnie lubi. Kolega niezbyt wierzący spytał mnie czy wobec tego Bóg jest zadufany w sobie że to lubi, nie miałam na to żadnej odpowiedzi, tylko taką, że jak jest gra i masz pozyskać przyjaciół to musisz się dowiedzieć co lubią i to im dawać wtedy oni też Cię lubią. Jeśli mi zależy żeby Bóg mnei lubił, jeśli go lubię i zależy mi na tej relacji to będę go chwaliła. Jeśli mi nie będzie zależało to nie będę tego robiła. Dodałabym jeszcze do tego to że zostaliśmy stworzeni na jego obraz i podobieństwo, wiec jeśli lubimy być chwaleni to nie dziwię się, że on też lubi bo możemy to mieć po nim ;p
Aha i moja osobista refleksja dlaczego mamy wolność wyboru i chwalenia go albo nie. Anioły ponoć nie mają wyboru i całym swoim jestestwem potrafią tylko to, a nie wbrew temu. Gdyby ktoś stworzył androida i zaprogramował go tak, żeby ciągle mówił o jednej sprawie, to czy uwierzyłbyś w jego słowo? A człowiek, który uwierzył i mówi o wierze jest osobą, która doświadczyła innego dokonała sama wyboru, wola byłą wolna a i tak wybrał tą drogę, bo uważa, że to jest prawdziwe i dobre. Komu byś uwierzył? Ja temu człowiekowi co się waha, co musi się liczyć z opluciem i niezrozumieniem, ale i tak robi to w co wierzy. I potrafi to na ludzkie doświadczenia i uczucia przetłumaczyć.
Kupiłam sobie od niej książkę "Uwolnij Swoje Źródła" i audiobook "Twój język ma Moc" każde po 20 zł.
sobota, 16 maja 2015
50 twarzy Hesperyjadny
14 maja 2015 roku odbyły się moje 1 zajęcia z coachingu. Planuje ich z 4 bo są za 200 zł za godzinę. Były osoby za 100 zł ale nie dały znaku życia a ta Pani dzwonili od razu i umówiliśmy się na zdjęcia.
Powiedziała że coaching to relacja równoważna 2 osób, że każdy ma wystarczające zasoby żeby rozwiązać problem ale czasem trzeba go trochę popchnąć coś mu uświadomić czy powiedzieć gdzie ma szukać brakującej wiedzy.
Zaczęła od pytania czego oczekuję od coachingu, ale jak usłyszała, że przełożona mnie do tego zachęciła to zasygerowała by rozpocząć od pytań z ankiety, były to pytania otwarte gdzie drążyła temat i dopisywała swoje uwagi do nich.
Mówiła czym jest strefa zaufania gdzie się człowiek dobrze czuje, gdzie wszystko jest znane i ma swoje miejsce. Poza tą strefa jest dyskomfort i niepewność czyli jest flow idzie wszystko dobrze i nagle jest kwas czyli wyszło się ze strefy komfortu.
Pytała o relacje z pracy czy zagaduje innych tworzę relacje czy jak księżniczka w wierzy czekam na rycerzy z zewnątrz którzy walą do wierzy a ja sobie wybieram z czego skorzystać. Mówiła że mam sama kreować rzeczywistość zagadywać ludzi bo wtedy nie ma niespodzianki bo wiem co zrobię i jakie jest ryzyko.
Pytała co lubię w swoim życiu. Powiedziałam, że to za zarabiam, że mam dobre stosunki z rodziną, ale niestety nie z wszystkimi. Ze mam dobre stosunki z chłopakiem. Zapomniałam dodać, że mam przyjaciół.
Dopytała czy zarabianie to ogólny termin czy podoba mi się tylko zarabianie. W pracy lubię zarabianie, prace co robię, ludzi którzy ze mną pracują, klimat i rozwój.
Pytała co daje innym od siebie. Co daje rodzinie chłopakowi i w pracy.
Sugerowała, że się przytula człowiek, całuje, a ja się skrzywiłam jakby pokazywała coś dziwnego. Rzadko się przytulamy. Jak się zbliżam to odsuwa mnie ręką. Jest tylko szybki kiss na przywitanie, czasem z przytuleniem jak się długo nie widzimy, jak oglądamy film i się boję i jak śpimy. Więc zaczeła, że on robi Ci schab, a Ty? A ja mu robię sałatkę. Mam wrażenie, że nie to chciała usłuszeć bo przy pytaniu co daję w pracy odpowiedziałam, że komendy. Mówiąc komendy w wyobraźni widziałam okno cmd i wpisywane tam zapytania, ale komenda to też to co się innym mówi, że się chce a inni to realizują, albo odmawiają. Była zdziwiona bo myślała że wydaję polecenia innym, a w moim języku to, że się prośbę ujmie bardzo grzecznie nie zmienia faktu, że tego chcemy i oczekujemy konkretnego wyniku. Spytała co im w zamian daję, a ja na to że chcą np drożdżówek, ale żadnej nie dałam, że czasami piekę ciasto albo babeczki. Więc każde podziękowanie wyszło, że jest jedzeniem. Każda moja reakcja dawania to jedzenie. To tak jak tata chciał nam dać coś fajnego, prezent i zawsze były to słodycze. Jak byłam mała to się cieszyłam, ale jako nastolatka bardziej cieszyłam się z rajtuz, kwiatka i sukienki ;p
Te odpowiedzi jej nie satysfakcjonowały więc rozłożyła na ziemi mnóstwo kartek mówiąc, ze mam wybrać taką, która mi się kojarzy z pracą z ludźmi tam itd. Czekałam grzecznie, aż wszystkie rozłoży bo już na początku wybrałam obrazek szalonego radosnego gospodarstwa, z rozbieganym drobiem, gdzie każdy coś robi, nie wiadomo jak to ogarniają i co się dzieje, ale dobrze się dzieje. Czyli korporacja jak ujął to mój chłopak. Spytała kto jest kim i gdzie ja jestem. Klienci to Ci odlegli co sobie gdzieś na balkonie kwiatki podlewają, Ci co z nami pracują np inne departamenty to ten co sobie na traktorze gdzieś jeździ i czasem go widać w zasięgu, rozbiegane kaczuchy pies itd to wszystkie sprawy, które trzeba ogarnąć, a ja i mój zespół to ten osobnik co na środku placu próbuje ciągnąć kozę żeby szła tam gdzie on chce. Bo każdy ma inne interesy i trzeba znaleźć środek żeby je pogodzić albo namówić ich do naszego punktu widzenia.
Spytała jak można polepszyć ten obrazek tą sytuację. Powiedziałam, że nie można bo każdy robi najlepiej jak potrafi w swoim ogródku i to tak będzie szło. Nie pomyślałam, że potrzeba jakiegoś głównego organizatora, architekta, który zmieni model na przejrzysty opisany i w pełni kontrolowany. Co jakiś czas ktoś przecież coś zmienia z góry przeważnie tworząc nowej jednostki i przebudowywując, a robota jest wciąż ta sama. Powiedziała, to jak możesz zachęcić kozę żeby poszła tam gdzie chcesz. już wcześniej mówiłam, że np jabłkiem więc pewnie miałam to jak metaforę potraktować, ale widziałam kozę i pytanie było o kozę, więc po chwili wstrzymywania się wyparzyłam, że "żarcie".
Opisując sytuacje w pracy mówiłam jeszcze, że cicho chodzę i inny to interpretują jak skradanie się i są przelęknieni, że ktoś jest za ich plecami i czeka, aż zostanie zauważony. Ale inni robią to samo i sama nie raz się przestraszyłam. Na wykładzinie dywanowej nie słychać kroków, a jak się jest otoczony monitorami to łatwo przeoczyć, że ktoś podchodzi i kiedy się odzywa to się podskakuje ;p
Dostałam wiec. 2 zadania. Zrobić wszystkim pizze na środę albo do kina na środy w orange, a drugie to napisać 50 rzeczy które w sobie lubię w szerokim zakresie. Fizycznosc, cechy psychiczne, wszystko może być. Powiedziała mi ze mam to zadanie po tym jak spytała czemu nie chciałam odpowiedzieć na pytanie co mi się podoba w moim życiu czy coś ukrywam i nie chce żeby wyszło. Powiedziałam ze te pytania są bliskie odkrycia czegoś we mnie co spycham na dalszy plan jak brud pod dywanik i nie chodzi o te konkretne pytanie co może wyjść, ale jak jest to ryzyko to się boje bo już nie pamiętam co to. Albo nie chce pamiętać i nie wiem jak to urosło albo się zdeformowało.
50 rzeczy które w sobie lubię to jakby 50 twarzy które sobą przedstawiam. Już sama mimika twarzy powoduje że nie poznaje siebie na niektórych zdjęciach a co dopiero jak mam opisać siebie w pozytywach z każdego wymiaru. Robiłam tylko spis wad tego co mam naprawić i wzoru do jakiego mam dążyć a nie zrobiłam migawki siebie haka jestem teraz jak focia włosów na ten i ten dzień.
Powiedziała że coaching to relacja równoważna 2 osób, że każdy ma wystarczające zasoby żeby rozwiązać problem ale czasem trzeba go trochę popchnąć coś mu uświadomić czy powiedzieć gdzie ma szukać brakującej wiedzy.
Zaczęła od pytania czego oczekuję od coachingu, ale jak usłyszała, że przełożona mnie do tego zachęciła to zasygerowała by rozpocząć od pytań z ankiety, były to pytania otwarte gdzie drążyła temat i dopisywała swoje uwagi do nich.
Mówiła czym jest strefa zaufania gdzie się człowiek dobrze czuje, gdzie wszystko jest znane i ma swoje miejsce. Poza tą strefa jest dyskomfort i niepewność czyli jest flow idzie wszystko dobrze i nagle jest kwas czyli wyszło się ze strefy komfortu.
Pytała o relacje z pracy czy zagaduje innych tworzę relacje czy jak księżniczka w wierzy czekam na rycerzy z zewnątrz którzy walą do wierzy a ja sobie wybieram z czego skorzystać. Mówiła że mam sama kreować rzeczywistość zagadywać ludzi bo wtedy nie ma niespodzianki bo wiem co zrobię i jakie jest ryzyko.
Pytała co lubię w swoim życiu. Powiedziałam, że to za zarabiam, że mam dobre stosunki z rodziną, ale niestety nie z wszystkimi. Ze mam dobre stosunki z chłopakiem. Zapomniałam dodać, że mam przyjaciół.
Dopytała czy zarabianie to ogólny termin czy podoba mi się tylko zarabianie. W pracy lubię zarabianie, prace co robię, ludzi którzy ze mną pracują, klimat i rozwój.
Pytała co daje innym od siebie. Co daje rodzinie chłopakowi i w pracy.
Sugerowała, że się przytula człowiek, całuje, a ja się skrzywiłam jakby pokazywała coś dziwnego. Rzadko się przytulamy. Jak się zbliżam to odsuwa mnie ręką. Jest tylko szybki kiss na przywitanie, czasem z przytuleniem jak się długo nie widzimy, jak oglądamy film i się boję i jak śpimy. Więc zaczeła, że on robi Ci schab, a Ty? A ja mu robię sałatkę. Mam wrażenie, że nie to chciała usłuszeć bo przy pytaniu co daję w pracy odpowiedziałam, że komendy. Mówiąc komendy w wyobraźni widziałam okno cmd i wpisywane tam zapytania, ale komenda to też to co się innym mówi, że się chce a inni to realizują, albo odmawiają. Była zdziwiona bo myślała że wydaję polecenia innym, a w moim języku to, że się prośbę ujmie bardzo grzecznie nie zmienia faktu, że tego chcemy i oczekujemy konkretnego wyniku. Spytała co im w zamian daję, a ja na to że chcą np drożdżówek, ale żadnej nie dałam, że czasami piekę ciasto albo babeczki. Więc każde podziękowanie wyszło, że jest jedzeniem. Każda moja reakcja dawania to jedzenie. To tak jak tata chciał nam dać coś fajnego, prezent i zawsze były to słodycze. Jak byłam mała to się cieszyłam, ale jako nastolatka bardziej cieszyłam się z rajtuz, kwiatka i sukienki ;p
Te odpowiedzi jej nie satysfakcjonowały więc rozłożyła na ziemi mnóstwo kartek mówiąc, ze mam wybrać taką, która mi się kojarzy z pracą z ludźmi tam itd. Czekałam grzecznie, aż wszystkie rozłoży bo już na początku wybrałam obrazek szalonego radosnego gospodarstwa, z rozbieganym drobiem, gdzie każdy coś robi, nie wiadomo jak to ogarniają i co się dzieje, ale dobrze się dzieje. Czyli korporacja jak ujął to mój chłopak. Spytała kto jest kim i gdzie ja jestem. Klienci to Ci odlegli co sobie gdzieś na balkonie kwiatki podlewają, Ci co z nami pracują np inne departamenty to ten co sobie na traktorze gdzieś jeździ i czasem go widać w zasięgu, rozbiegane kaczuchy pies itd to wszystkie sprawy, które trzeba ogarnąć, a ja i mój zespół to ten osobnik co na środku placu próbuje ciągnąć kozę żeby szła tam gdzie on chce. Bo każdy ma inne interesy i trzeba znaleźć środek żeby je pogodzić albo namówić ich do naszego punktu widzenia.
Spytała jak można polepszyć ten obrazek tą sytuację. Powiedziałam, że nie można bo każdy robi najlepiej jak potrafi w swoim ogródku i to tak będzie szło. Nie pomyślałam, że potrzeba jakiegoś głównego organizatora, architekta, który zmieni model na przejrzysty opisany i w pełni kontrolowany. Co jakiś czas ktoś przecież coś zmienia z góry przeważnie tworząc nowej jednostki i przebudowywując, a robota jest wciąż ta sama. Powiedziała, to jak możesz zachęcić kozę żeby poszła tam gdzie chcesz. już wcześniej mówiłam, że np jabłkiem więc pewnie miałam to jak metaforę potraktować, ale widziałam kozę i pytanie było o kozę, więc po chwili wstrzymywania się wyparzyłam, że "żarcie".
Opisując sytuacje w pracy mówiłam jeszcze, że cicho chodzę i inny to interpretują jak skradanie się i są przelęknieni, że ktoś jest za ich plecami i czeka, aż zostanie zauważony. Ale inni robią to samo i sama nie raz się przestraszyłam. Na wykładzinie dywanowej nie słychać kroków, a jak się jest otoczony monitorami to łatwo przeoczyć, że ktoś podchodzi i kiedy się odzywa to się podskakuje ;p
Dostałam wiec. 2 zadania. Zrobić wszystkim pizze na środę albo do kina na środy w orange, a drugie to napisać 50 rzeczy które w sobie lubię w szerokim zakresie. Fizycznosc, cechy psychiczne, wszystko może być. Powiedziała mi ze mam to zadanie po tym jak spytała czemu nie chciałam odpowiedzieć na pytanie co mi się podoba w moim życiu czy coś ukrywam i nie chce żeby wyszło. Powiedziałam ze te pytania są bliskie odkrycia czegoś we mnie co spycham na dalszy plan jak brud pod dywanik i nie chodzi o te konkretne pytanie co może wyjść, ale jak jest to ryzyko to się boje bo już nie pamiętam co to. Albo nie chce pamiętać i nie wiem jak to urosło albo się zdeformowało.
50 rzeczy które w sobie lubię to jakby 50 twarzy które sobą przedstawiam. Już sama mimika twarzy powoduje że nie poznaje siebie na niektórych zdjęciach a co dopiero jak mam opisać siebie w pozytywach z każdego wymiaru. Robiłam tylko spis wad tego co mam naprawić i wzoru do jakiego mam dążyć a nie zrobiłam migawki siebie haka jestem teraz jak focia włosów na ten i ten dzień.
- Kolor włosów, kiedy świeci słońce jest taki jasno-złoty, ale kiedy jest ciemno to się zastanawiam, czy nie jest za ciemny.
- Nos bo nie jest za duży i kojarzy się wraz z uszami z elfami, albo z japoństkimi mangami.
- Niebieskie prawie ciemnozielone ciepłe jeśli chodzi o kolor oczy.
- Rzęsy, że są długie, chociaż mogłyby być na końcach też ciemne i podkręcone i gęściejsze.
- Paznokcie, że jak się je zapuści to można je ładnie uformować, nie idealnie jak migdałki, ale miło na nie się patrzy. Mam jednak przeważnie krótkie bo są praktyczniejsze na klawiaturze, w pracach domowych i nie trzeba używać pilnika, żeby pozbyć się brudu tylko przy każdym myciu wszystko schodzi.
- Usta jak wstaję rano, albo gdy jestem przejęta czymś to robią się pełne i czerwone, albo różowe, ale jak jest zimno i nieprzyjemnie to robią się małe i prawie białe czy sine.
- Podkręcają mi się włosy, chociaż czasem nie chcą się ułożyć i używam odżywki w postaci kapołki.
- Drobne rysy twarzy, choć inne dziewczyny są mniejsze i słodsze, a ja nie, i mają drobniejsze i piękniejsze rysy, ale dla mnie jest w porządku. Czasem uważam, że wystarczy, a czasem nachodzi trudny dzień przed lustrem z akceptacją, ale to ma chyba większość ;p
- Piersi, że nie są za małe i nie są za duże, że mają fajny kluskowaty kształt. No trzeba już walczyć żeby nie opadały, jak schudłam to już są mniej pełne. Chudnę bo nie chce mi się jeść. Jem niby normalnie śniadanie, obiad, czasem kolacja bo czasem zasnę zanim ją zjem.
- Pieprzyki np na ręce, miednicy i to że mam zarysowaną talię - mogłaby być więszsza ale tak też jest ok.
- Kształt nóg, że mam łydki i nie są jak patyki, stopy, że są ładnie ukształtowane, choć nie tak ładne jak u E.
- Że jestem mądra, ogarniam szybko rzeczy, czasem mam zastoje i wolno reaguję, ale jarzę to co jest do roboty, nowe itd. Większym moim problemem jest znalezienie wspólnego języka, żeby wytłumaczyć innym, którzy też są inteligentni, jaki jest mój punkt widzenia i rozwiązanie.
- Lubię to, że lubię ludzi, ale potrzebuję też chwil sam na sam ze sobą, a nie każdy to rozumie i zabiera mi czas, a jak jestem już sama o jestem tak wycieńczona psychicznie walką o bycie sam na sam albo to moja pora na spanie, że nie mam chwilki dla siebie, choć inni myślą, że mam. Potrzebuję więcej czasu żeby oswoić się sama ze sobą, poczuć się wpełni bezpieczna, że aż poprosiłam o dorobienie klucza do drzwi. Nie lubię wypraszać ludzi, po wyproszeniu źle się z tym czuję i nici z sam na sam bo są tylko wyrzuty i kwas w sercu. Też nie lubię zamykać na klucz drzwi, czyli tego jak ktoś klamknie i orientuje się, że drzwi są zamknięte i że jest nieproszony. Może dam kartkę "Potrzebuję chwili dla siebie, dziękuję za zrozumienie :-)". Kartka już wisi na drzwiach.
- Lubię patrzeć inaczej, widzieć na każdej polanie kończynki, wypatrywać sokołów, dziwnych roślin, owadów i ptaków, patrzeć na ludzi. Lubię to robić i lubię to w sobie, choć dla niektórych może być to dziwne. Bałam się kiedyś patrzeć na innych kiedy szłam ulicą np. po rynku. Czułam, że każdy na mnie patrzy. Aby to zwalczyć czasem zerkałam spode łba czy ktoś kto się roześmiał to czy na mnie patrzy, czy bawi się dobrze w swoim gronie znajomych. Okazało się, że im więcej patrzyłam tym bardziej okazywało sie, że każdy jest zajęty swoim światem, każdy mający w sobie centralny punkt widzenia, i ja byłam obcym przechodniem, a nie osobą ocenianą jak w telewizyjnym show. Jako kierowca też patrzę bardzo na chodniki sytuację na drodze nawet kilka aut przed, że wiem, że już trzeba hamować bo 4 auto odemnie hamuje, albo pani idąca ulicą ma fajną torebkę. Mój chłopak mówi, że za bardzo się gapię na innych. Nie nazwałabym tego nałogiem, ale radosnym obserwowaniem wszystkiego co mnie otacza, bo to jest prawdziwe, zaprojektowane przez wyższego kreatora, niesamowite i żywe. Piękno jest w życiu, w roślinach zwierzętach i ludziach w ich wyborach i doświadczeniach, w ich wnętrzach. Nie mogę tam wejść i nie chciałabym naruszać ich świątyń. Ale wiem, że niektórzy potrafią i mogą się nimi dzielić, albo jeśli komuś zaufają to się otworzą. Nie są to wtedy przeredagowane przez jakiś mózg historie, ale prawda. Chciałabym tak umieć redagować, żeby zarówno przy mówieniu i pisaniu nikt nie zasnął, ale prawda kręci mnie bardziej.
- Lubię w sobie to, że lubię poznawać, uczyć się tego czego nie umiem, szybko się zapalam popatrzę i chcę, nie mam tej ignorancji, oporu żeby chcieć jak niektórzy mówią, że mają już dość tej nauki. Ja mam niedosyt. Ale szybko zapał gaśnie, szybko się zniechęcam bo dotykam muru, coś trwa za długo, nie wiem jak coś rozwiązać, coś dotyczy nie tylko mnie ale innych, albo wymaga mega dużego zapału ode mnie, a ja się boję, że nie sprostam, że nie dam rady i wyjdzie "shit" i będzie zawód. To mnie też paraliżuje, kiedy wiem, że ktoś to i tak zobaczy i oceni.
- Lubię w sobie te huśtawki nastrojów i chwile rozmyślań nad napotkanym płatkiem róży, który jest tylko tu i teraz i jeśli go nie opiszę i nie uwiecznię to zniknie na zawsze jak sprawy, które chcę zrobić, projekty, które zapisuję na kiedyś do zrobienia jak będę miała czas siłę i odwagę a na razie nie tylko pokrywają się kurzem, ale też woalą zapomnienia, bo każdy pomysł, refleksja nad spektaklem, czy filmem jest żywy tu i teraz a potem blednie i szkic już nic nie mówi wyobraźni. Plan i rozpisany harmonogram wiszą tylko wirtualnie na tablicy niezałatwionych spraw, na duszy i sumieniu.
- Lubię nawet swoją naiwność i wiarę w ludzi, że będzie lepszy świat, że będzie lepiej innym. Napotkany niegdyś w Krakowie klaun Zbyszek kilkakrotnie powiedział o mnie "O Naiwności". Mówił o wielu sprawach, o tym kto posiada ziemie i kamienice, że jako kiedyś polityczny został zmiażdżony i może tylko jako bezdomny zarabiać grą aktorską i wszystkim tym, gdzie nie ma macek rządzących. Nie wiem kogo miał na myśli, rozmowa była za krótka. Pewnie już więcej nie spotkam Pana "Zbyszek musi porozmawiać".
- Lubię w sobie to, że potrafię wybaczać. Są osoby, które nie potrafią wybaczać. Ja też mam takie którym chyba nie umiem wybaczyć. Wygląda to tak, że sama z siebie nie potrafię, ale idę do kościoła, są modły żeby sobie wybaczać w imię pokoju i wtedy jest mi łatwiej, wtedy im wybaczam, ale to wraca, znów się orientuję że to gdzieś leży we mnie i znów muszę wybaczyć. Wybaczałam kilka razy, ale było to prawdziwe wybaczenie. Nikt mi nie mówił, że to wraca do serca ten żal. Może tak to jest, i że kiedyś wybaczy się ostatecznie na zawsze. Dziwne jest też że mimo że wybaczyłam kiedy żal jeszcze nie wrócił do serca, że nie mogłabym z taką osobą rozmawiać. To znaczy mogę, ale nie mam już do niej serca, jakbym się bała, że znów będzie bolało i ogarnia mnie niemoc w pisaniu do nich. Jest tylko cześć cześć, jakby zaufanie do nich spadło do osoby całkiem obcej, ale takiej, której nie jestem już całkiem ciekawa. Może nie mam im już nic do zaoferowania?
- Lubię to, że mam różne pomysły, ale nie mam czasu i sił ich realizować. Białe teczki projektów, planów i marzeń czekają na dzień kiedy zacznę je robić po kolei jak leci łącznie ze świeżymi bieżącymi. Ale zawsze jest coś jakiś hamulec, a to że nie mam końcówki do wiertła modelarskiego żeby robić wzorki w gęsich wydmuszkach. Mimo, że już są gęsie wydmuszki, wzór namalowany kupiona wiertarka modelarska i wystarczy na allegro zamówić końcówkę, to boję się urządzeń elektrycznych, że coś źle złączę. Wolałabym, żeby była cała wiertarka zmontowana i żeby ktoś mi powiedział na co patrzeć przy zamawianiu końcówki. Nigdy tego nie robiłam, a dziadek który miał takie rzeczy w małym paluszku to odszedł. Zawsze kiedy majsterkował przychodziłam i patrzyłam co robi, ale nie rozumiałam niczego bo byłam dzieckiem i nie przyszło mi do głowy żeby zapytać to robi i żeby mi wytłumaczył. Dobrze to pamiętam.
- Lubię przebieranki, malowanki, zdjęcia, zabawy w sesje i inne strojenie, ale lubię też wygodne luźne szare ciuchy dresowe, w których nie jest zimno i bycie niezauważonym. W czasach kiedy krzykliwy jest nawet blond kolor włosów, a prawdziwy blond jest dziwnym jakimś kolorem kiedy każdy krzyczy ciuchem, makijażem nawet jak jest niby dyskretny to bycie niepozornym jest łatwe. Po prostu się nie zwraca na siebie uwagi.
- Lubię to, że jestem cierpliwa. Nie wiem skąd mam tyle pokładów cierpliwości. Są rzeczy, które wytrącają mnie z równowagi, ale nawet zdenerwowana po prostu szybciej myślę, nie jestem w defaultowym uśpieniu i nadal mówię tak żeby nie zranić. Chyba że jest to nauczyciel. A słowo jest ważne z dydaktycznego punktu widzenia, wtedy czasem wybieram niemiłe słowo, żeby usłyszeć antysłowo albo odpowiedź.
- Lubię swój chaos i swój porządek. Czasem tylko proporcje można zmienić i inaczej przesunąć szalę i kierunek działania.
- Lubię psychologię, nauki o rozwoju duchowym, religijnym, psychicznym. Kiedyś byłam świeżo po miękkim szkoleniu z asertywności dowiedziałam się o "uszach min. uczuciowych i informacych" czyli jakie rzeczy ludzie wyłapują i jakich oczekują usłyszeć czyli czy słyszą w zdaniu "Tęskniłam, posprzątałam dom" tylko uczucie super że się tęskniło, czy tylko posprzątałam, że super że porobiłaś - suche fakty. Usłyszałam wtedy, że tak nie jest że relacje i ludzie nie są tak prości i nie da się tego tym wyjaśnić, to wiedziałam, że jako nauczycielka może mieć swoje kategorie i swoje głębokie spojrzenie na osobowości psychikę i patrzenie na świat innych. Byłam tak ciekawa jej myśli ale nigdy jej nie powiedziałam, że marzyłam i marzę nadal, żeby się podzieliła swoimi myślami ze mną. Mimo, że ona lubi rozmawiać. Może powinnam jej to powiedzieć?
- Lubię naukę matematykę, fizykę, chemię, biologię, gdybym mogła to bym chciała być jak da Vinci szlachcic rozwinięty w każdej dziedzinie. Dojść do tego etapu co doktor Frankenstein czyli poznać wspólny mianownik tych wszystkich nauk, a nie traktować je jako osobne dziedziny. Nie zamierzam tworzyć jak on życia z martwych szczątek. Tak po prostu chciałabym to zrozumieć. Chcę się zapisać na kurs o ziołach.
- Lubię nauki ścisłe jak informatyka, automatyka, mechatronika, ale nie mogłam studiować na Polibudzie bo była za daleko. Ale takie rzeczy sprzętowe kreatorów, gdyby ktoś mi wytłumaczył sprawy jak silniki, wiedzę Tesli to by było super.
- Lubię sztukę, szeroko pojętą, wraz z architekturą, malarstwem, rzeźbą, poezją, prozą, teatrem, reżyserią, filmografią, fotofragią, gdyby ktoś pokazał mi serce sztuki, albo gdybym ja odkryła je sama albo moje serce w sztuce i potrafiła odkrywać innych. Ale kolory są jakieś shitowe, ciemny zielony jest po prostu brudny nie ma głębi, czarny jest płytko-szary, kolory nie mają kolorów i są matowe.
- Lubię ruch, taniec, squash, rowerki, jogę, zabawy w wodzie, spacery, sztuki walki też wydają się ciekawe, ale bolą mnie kostki i nie potrafię tak dużo wziąć wysiłku na swoje barki.
- Lubię nauki socjalne, gdyby ktoś mi wytłumaczył na czym polegają relacje jak się je tworzy, interpretuje, odwzajemnia i podtrzymuje.
- Chciałabym poznać zasady politycznych gierek. Wg mnie to te same zasady jakie stosują media i reklamodawcy jakieś chwyty łatwe do przełknięcia i chwytliwe obietnice i psychologiczne zagrywki.
- Lubię sprzątać, ale też lubię się lenić i rozmyślać rozbijam wtedy sytuacje i akcje na czynniki pierwsze przewijam i odgrywam ponownie.
- Lubię robić jedzenie, chciałam się tego uczyć, ale kiedy ktoś mówi mi, że wszystko robię źle to się zniechęcam, wyłączam i już mi się nie chce tego robić, stanę się bezmózgim kołkiem realizującym polecenia góry nieogarniającym, że ukradkiem automatycznie ten mózg - osoba zarządzająca dodaje coś od siebie do przepisu i wymierza wszystko "na oko". Pretensje, ale to nie jest moja babeczka bo Ty coś tam dosypałaś i nie powiedziałaś coś są spóźnione, a nie da się robiąc jednej rzeczy pilnować czy wszystko jest ok. Mogę tylko z chłopakiem zrobić sałatkę, ale nie za wcześnie, tylko wtedy jak wyrazi zgodę i pomidorki jak uzna, czy w plastry czy w ćwiartki, i tak samo cebula. Nie moja kuchnia więc nie mogę się rządzić, nawet nie wiem jak to jest się rządzić. Myśl, że mam sama zrobić coś jest owiana wiedzą tajemną mimo, że przepisy na youtube są całe nagrane. Boję się sama podejmować taki projekt bez niczyjego nadzoru czy jest ok. Jest tyle aspektów które inni robią za mnie że nie wiem jak to ogarnąć łącznie z zakupami, czy mięso jest ok, świeże i nie jest GMO.
- Lubię być rozpieszczana i sama dawać prezenty, najlepiej zrobione przeze mnie czy wyszukane przeze mnie.
- Lubię roboty ręczne jak szycie, manualne jak grzebanie w glinie, modelinie, brudzenie się przy tym, dbanie o szczegóły, detale, zabawy z dłutkami (ale nie mam tyle siły i nie mam młotka żeby sobie pomóc, są tylko napoczęte rzeczy), wiertła modelarskie. Nie mogę również robić syfu w pokoju np przy zabawach sprejem, brakuje mi pracowni na eksperymenty gdzie nie będę się bała że skapie farba na ziemię, stół czy klamkę, zadrapię podłogę itp.
- Jestem odpowiedzialna. Mam jeździć po mleko to jeżdżę, mam zrobić to zadanie to zrobię, ale są rzeczy, które obiecałam i nie są jeszcze gotowe i boję się, że nigdy nie będą. Obrazek zimy za czekoladę, stronka brata, program obliczeniowy dla taty, E i mama obrazki, A wycieczka, Alicja z krainy czarów i w pracy parę rzeczy zostało.
- Jestem zaradna. Wszystko wydaje mi się za trudne, za skomplikowane, jak szklana góra poza zasięgiem i nie do zdobycia. Taka panika jest kiedy dostaję takie zadanie. Jak jednak rozbijam to na czynniki pierwsze jak przepis i robię to po kolei nie patrząc jaki krok będzie następny, żeby się nie stresować to okazuje się, że dzieje się do przodu, udaje się coś załatwić, nie może z wielką klasą, nie bez stresu, ale fakt, że się znalazło salę squasha, miejsce spotkania, zrobiło się sałatkę, powoduje, że się mega cieszę. Czy zapisanie się na niemiecki, ligę squasha, jeżdzenie systematyczne na rowerkach motywuje ;p
- Potrafię zobaczyć dobre strony innych i inne punkty widzenia, ale nie zawsze potrafię przetłumaczyć jednej stronie drugą stronę, albo kiedy jedną ze stron jestem ja, to głos innych zagłusza mój głos i nadpisuje ich myślami moje myśli, dlatego nie chcę mówić swoich żeby nie zostały zagłuszone, albo mówię najpierw ja bo po ich kwestii już nie istnieje to co ja mówiłam nie pamiętam moich myśli zostają wymazane. Wtedy wiem, że myślałam inaczej ale żadne słowo i argument nie pojawiają się w moim umyśle jakby były mniej ważne. Pojawią się dopiero kiedy będę znów sama i kiedy będę próbowała to znów reanimować.Mój chłopak nie ma z tym problemów i mało mówi, dzięki czemu jest ktoś kto słucha moich cichych myśli i którego asertywność powoduje, że zaczynam być silniejsza i uczę się odpierać atak na prywatność tak jak on to robi naturalnie.
- Ludzie są dla mnie ważni, Nawet gdy nic mi się nie chce, coś mnie boli, nie mogę normalnie funkcjonować jak np podczas okresu to jak ktoś bardzo poprosi o coś to czuję to w sercu mimo odrętwienia i zobojętnienia całego ciała, że trzeba to zrobić i idę bo chcę żeby spełniło się życzenie tej osoby.
- Lubię uczyć innych, czy to korki z niemieckiego i maty, czy tłumaczenie o co chodzi w excelu, fizyce czy chemii w średniej. Cieszy mnie to, kiedy widzę, że zjarzyli, że robią to sami, nawet kiedy nie wracają bo sami zaczynają tego uczyć innych. Powstaje taki wirus wiedzy przekazywanej za darmo czy za opłatą.
- Lubię informacje o świecie, co mnie otacza, rośliny, drzewa, zioła, ptaki, zwierzęta, kwiaty, wszechświat, galaktyki, atomy i kwarki, prąd, energię moc itd. Chciałabym to poznać i zrozumieć.
- Chciałabym poznać ludzi i potrafić tłumaczyć innego człowieka innemu człowiekowi i wylewać to co mu w duszy gra w zrozumiały dla umysłu lub duszy sposób, albo taki który powoli będą odkrywać w miarę rozwijania się. Chciałabym przedstawiać moje uczucia i innych, pokazywać to i rozumieć świat również metafizyczny i duchowy, rozwijać się wewnętrznie, poczuć sedno modlitw i rozmów i relacji , bliskości z tym który jest na górze.
- Lubię to jaka jestem przebywając z moim chłopakiem, że mogę albo czuję się zobowiązana żeby robić rzeczy, które wymagają ode mnie odwagi i determinacji, ale jak jest za ciężko to on jest ze mną i nie muszę się bać, że nie dam rady. Czyli "Cisnymy na hama, ale jest też plan awaryjny".Mogę robić rzeczy, których się bałam dotykać i jeździć / przebywać tam gdzie sama bym się bała zapuścić, bo psy, obcy i komary grasują ;p (no i może dziki ;p )
- Lubię swoją fantazję.
- Lubię komputery, języki oprogramowania i inne narzędzia statystyczne, graficzne bo można za pomocą nich tworzyć świat wirtualny, ale i pokazywać i analizować w jakiś sposób świat rzeczywisty, takie jakby modele żeby rozłożyć świat na czynniki pierwsze albo odwzorować w wirtualnym.
- Lubię księgowość, bo tylko ona zostaje po firmach, układach i zapotrzebowaniu, mówi o historii zatrudnienia, historii zakupów i co było priorytetem dla ludzi. Czasem sobie przeliczam ile z wypłaty to składki emerytalne ile idzie do ZUS ile do OFE ile to podatek i sprawdzam na stronie ministerstwa co się zmieniło albo w Monitorze Polskim. To też jest prawda o Polskiej rzeczywistości. Wraz z tym chciałabym poznać sytuację gospodarczą i ekonomiczną ale jest ona tak zawoalowana i w niestrawialny sposób podawana że jest tylko mega ciekawa kiedy ktoś, żywy człowiek o tym opowiada, a nie czyta się artykułów na blogu czy na łamach czasopism urywki bez związku i fragmenty.
- Lubię naszą wiarę. To że ludzie to świątynie, że najpierw powinno się kochać siebie, a potem innych tak samo mocno, bo On nie jest w niebie, nie wylatuje z sufitu, tylko jest w ludziach. Ciekawy był wykład, że duch Święty podczas uwielbiania Boga wylatuje z okolic przepony i wylatuje z ust wraz z dźwiękiem, idzie też światło które rozprasza ciemność a duch unosi się nad głową i od głowy w dół oblewa błogosławieństwem. Kolega mówił, że te światło to jakieś podczerwone i można to za pomocą współczesnych urządzeń zobaczyć. Wciąż mało o tym wszystkim wiem i nie czytam Pisma, ale mam to na swojej liście do zrobienia ;p
- Lubię gromadzić, zbierać na wszelki wypadek rzeczy, pamiątki, myśli, wspomnienia, prezenty, narzędzia, materiały. Każda rzecz to jakiś obraz jakiś fragment z życia jak fotografie. Każda mapa i bilet mówi o przeżytym roku. Zaczełam robić tablice roczne - taki kolaż co przeżyłam w 2013, co w 2014, ale nie da się życia zmieścić do małej ramki. ulotkę i widokówkę owszem, ale jak tam włożysz radość? Wycinać między tym zdjęcia? Jak to uporządkować i ogarnąć? Spisywać marzenia i refleksje jak w pamiętniku? Jest tyle wymiarów. Fakty, miejsca, interpretacje, przemyślenia, ludzie spotkani obcy i nowe znajomości, stroje i uczucia. Jak to włożyć do słoika i zakręcić?
- Lubię być chwalona, ale staram się tylko to usłyszeć i szybko schować radość, żeby się nią nie zachłysnąć jak w dr Fauście, kiedy powiedział "Chwilo trwaj jesteś piękna" to jego grzechem było to że był szczęśliwy a powinien być aktywny, działać itd, a nie trwać w stagnacji. Zdarzyło się Parę razy, że przez komplement zaniechałam parę spraw bo wystarczyła mi radość z pochwały. Nie mogę tracić celu z oczu, a zachłystując się szczęściem można go zgubić zawieść innych i porzucić.
- Jestem ostrożna. Zanim coś zrobię przemyślę to 5 razy i jeszcze z kimś skonsultuję, czy na pewno dobrze myślę. Chodzę wolno, otwieram drzwi ostrożnie, żeby kogoś nie przewrócić nikogo nie walnąć drzwiami czy klamką. Ale to nie jest czasem moja natura. Chyba tak na prawdę jestem w sercu hałaśliwa głośna, skacząca i pochopna, ale doświadczenie pokazało mi, że mam być stonowana i wtedy będzie dobrze. Dlatego nie utożsamiałam się z kujonami tylko z żartownisiami klasowymi, bo właśnie z nimi czułam związek, a nie z klasowymi milczkami itd. Mam nie patrzeć w oczy bo ktoś zobaczy, że nie ma tam zawstydzenia tylko myśli inne niż oni by sobie życzyli. Lubię w sobie to, że jeszcze pamiętam moje myśli i powoli znów słyszę co sama chcę, a nie co inni chcieliby żebym chciała. Był taki moment, że nie pamiętałam jakie mam marzenia i co chcę. Musiałam pytać siebie stykając się z różnymi rzeczami, sportami, rozrywkami czy tego chcę. Nie wiem czy wszystko sobie przypomniałam co chcę i chciałam, ale wciąż zapominam swoich myśli jeśli ktoś ma totalnie inne zdanie i jest zdeterminowany żeby go bronić.
- Dobrze pamiętam moment kiedy zaczęłam swoje pierwsze razy wychodzenia do ludzi z pytaniami i inicjatywą. To była końcówka podstawówki i jedna dziewczyna z którą radośnie żartowałam Ania M powiedziała, że się zmieniłam itd. a ja potem pojechałam na kółko plastyczne i na nim również miałam ochotę zapytać innych o nich, ich życie, zainteresowania, ale stchórzyłam, pomyślałam, że nikt tego ode mnie nie oczekuje, ani mama, ani tata ani babcie, że nic się nie stanie jeśli się zagrzebię ponownie w swoim świecie po tym wybudzeniu. Tak zrobiłam rezygnując z pytań i takich inicjatyw i stałam się osobą, która tego nie wyćwiczyła w sobie, mimo, że byłam ciekawa. Jestem teraz jakby niedorobiona, czegoś mi brakuje i to właśnie tego. Lubiłam to bycie sam na sam z sobą bo wiedziałam co chcę i co robię potrafiło mnie to totalnie pochłonąć, że nie istniał świat obok, ale teraz już tak nie potrafię. Może ta ciekawość się wylewa i nie potrafię i być sama i być z innymi? Kiedyś mi nie przeszkadzano tak jak teraz, miałam chwile dla siebie. Może mama miała więcej pracy? Dlatego zostawiała nas samych bawiących się cichutko, albo babcia też robiła coś w domu, a my sobie na dworze rysowałyśmy z E. Cisza dużo godzin prywatności, słońce, nikt nie przeszkadza i nie mówi. Chociaż kiedy były rodzinne spotkania to mi było przykro, że dzieci miały iść się bawić do innego pokoju i nie mogłam słuchać tego co mówią dorośli. Może jedne dzieci nie słuchałyby i przychodziły słuchać i tak, ale ja byłam grzecznym dzieckiem i jak powiedziano że mam być tam to tam byłam mimo żalu w sercu. Układałam wtedy np domki z kart. 7 pięter 8 pięter i od nowa.
- Lubię to że jestem stworzona i namacalna, że czuję dotyk, zapach, zimno i ciepło, że mogę upaść i czuć że lecę w powietrzu kiedy ktoś mnie niesie po schodach. Kiedy patrzę to też inni reagują, czy to patrzeniem czy słowem. Jest tyle zależności, chciałabym być jak grek, poznać tamte nauki, czy to matematyczne, polityczne, dyplomatyczne poznać kulturę Chin, Hiszpanii, co wyznawali w określonych okresach, czytać Dantego w oryginale i rosyjskich naukowców i pisarzy również poznać. Chciałabym, żebym mogła się poruszać jak misjonarz, czy fotoreporter i tam gdzie będę nie będę się czuła obco ani inni nie będą tak na mnie patrzeć, tylko znać ich, że nawet jak popełnię jakiś błąd, to mi go wybaczą. Kiedyś chciałam być niewidzialna, ale życie to też trochę bólu i kwasu, życie to chyba ten przysłowiowy brak stref bezpieczeństwa, bo ciągle jest inaczej bo wszystko jest zmienne w czasie. Chciałabym poza tą strefą bezpieczeństwa poruszać się jak ryba i się do tego pływania dobrze przygotować.
Subskrybuj:
Posty (Atom)