5-go kwietnia była o 19-tej msza we Chwałowicach. Msza sobie trwała i śpiewałam sobie piosenki i powtarzałam słowa. Zdałam sobie sprawę, że wołaliśmy najpierw "Przyjdź", potem "Witaj", a na koniec "Dziękujemy" Jezu Chryste. Uderzyło mnie to kiedy wołali wszyscy powitanie bo poczułam, że coś jest nie tak, coś tam było, miałam nieodparte wrażenie że coś przyszło i śmiało między ludzmi, czułam czyjąś obecność, odwracałam się próbowałam nadążyć wzrokiem, ale nie było to widoczne. Coś jak pewność że ktoś jest obok odwracasz się a nikt tam nie stoi tylko wrażenie. Więc to krążyło między ludzmi i było dobre. Większym szokiem była ta obecność. Z głośnika ktoś powiedział, że niektórzy poczują teraz ciepło. Skupiłam się na klatce i czułam, ale mogłam sobie to też wyobrazić.Potem z głośnika powiedziano, że poczujemy się czyjąś obecność i żeby uwierzyć, że jest prawdziwy, że on jest obok. Byłam w szoku bo już dawno ją czułam i mówiłam sobie w myślach do niego "Czy zostaniesz ze mną?".
To dziwne że tak pytałam, ja uciekająca od wszystkich pytam jego o pozostanie ze mną, bo poczułam jak bardzo mi go brakowało. Jak udawałam, ze można bez niego żyć. Wyszedł mi na spotkanie, to już proszę nie idź już nigdzie indziej tylko bądź już ze mną, wróć ze mną do domu. Cały czas starałam się trzymać serce otwarte. W wyobraźni włożyłam do serca taki wytrych, żeby twardy orzech otaczający i zamykający moje serce był prawie w 1/4 odchylony ukazując moje bezbronne serce.
Nagle się przestraszyłam bo poczułam dotyk. Tak jakby ktoś mnie dotknął 3 palcami w serce. Było to wyraźne i próbowałam to potem w wyobraźni odtworzyć ale nie dało się siłą perswazji tak namacalnie tego zrobić. To mnie dotknęło wewnątrz mnie tak taka postrzępiona powierzchnia. Z głośnika usłyszałam, że teraz poczujecie dotknięcie.
Byłam znów w szoku, że mówią to co przed chwilą się wydarzyło. Potem mówili, że Ci dotknięci zostali powołani do konkretnej posługi. OK, tylko do jakiej. Po mszy podeszła dziewczyna z diakonii muzycznej i powiedziała, że o 19-tej w poniedziałek jest próba i można się pojawić. Może o tą posługę chodziło? Poszłam tam 11-go kwietnia. Ledwo wydobyłam z gardła jakikolwiek dźwięk, a tu jest śpiew. Masakra.
Aha i jeszcze mówiono o jednej osobie z wspólnoty miłosierdzia Jezusowego. Opiekował się nimi ksiądz Bogdan, który miał się przenosić do Katowic. Wtedy ta osoba powiedziała "Co z nami teraz będzie"? Teraz to prowadzi inny ksiądz, też fajny. Tylko, że próbowałam zrozumieć co to znaczy, co trzeba myśleć i czuć, żeby zadać takie pytanie? Czułam jakby mur zasłaniał mi zobaczenie tego. Często widzę taki mur w wielu sprawach. Byłam na adoracji dziś w Kamieniu czyli 19-go kwietnia i nagle obrazy i zrozumienie zaczęło się pojawiać we mnie. Kiedy Ci nie zależy mówisz "Kiedy się to rozpadnie". Mówisz bezosobowo i jak coś zniknie to bez żalu zapominasz, nie walczysz o to, bo to jest gdzieś poza Tobą. Te słowa mówiły, że mu bardzo zależy na tym, że to nie jest jakaś tam grupa osób tylko Ważna dla niego wspólnota, z którą się utożsamia 1:1, jak łódka na sztormie, nie pyta, czy być na łódce tylko czy dotrą bezpiecznie będąc tym kim są i mając taką więź jak teraz. Pomyślałam, że ja też bym tak chciała, żeby mi na czymś tak zależało. Chciałam mieć taką więź z Jezusem Chrystusem jak ta osoba. To jest droga bez powrotu myślę. Bo nie możesz chcieć żeby ktoś był dla Ciebie wszystkim i jednocześnie żeby było miejsce na odwołanie tego wszystkiego. Nie można odwołać tego co jest istotą Ciebie.