niedziela, 10 lipca 2016

Rekolekcje na Górze świętej Anny 3 - 5 czerwca 2016

Spowiedź przed rekolekcjami:
Tata poprosił mnie, żebym poszła do spowiedzi przed  rekolekcjami na Górze Świętej Anny 3 - 5 czerwca 2016. Zostawiłam to jednak na ostatni moment. W piątek był wyjazd, czyli czwartek to był ostatni dzień kiedy mogłam się wyspowiadać. Pomyślałam, że pójdę do kaplicy w Silesia City Center w Katowicach, bo jest blisko mojej pracy i mogłabym iść trochę na niemiecki a potem do spowiedzi przed 19-tą. Jednak mój chłopak mówił, że nie spędzam z nim w ogóle czasu, że raz squash, raz chór, albo kościół. W sobotę sam prosił, żebyśmy się nie widzieli. Nie jest to jedyna sobota oddzielnie i mam wrażenie, że niedziele też by na za tydzień przesunął. Pewnie tylko dlatego, że w tygodniu mam plany, a weekend zostawiam dla niego. Jak powiedziałam mu, że w każdy dzień możemy się spotkać, najwyżej raz na językach będę miała bumelkę, to mi powiedział wtedy, że są w czwartek urodziny i zaraz po pracy moglibyśmy jechać. Po takiej deklaracji mogłam albo zrezygnować ze spowiedzi, albo jakimś cudem pójść rano. Była środa wieczorem więc nie mogłam się ugadywać z managerem, że przyjadę na 9-tą. O dziwo obudziłam się rano o 4:30. Wysznupałam w necie, że u misjonarzy jest na 6-tą msza. A w kościołach na pół godziny przed mszą jest spowiedź. o 5:10 wyjechałam do Rybnika. Niestety na konfesjonale pisało, że jest owszem spowiedź, ale są konkretne wyznaczone godziny na nią, czyli od 8-ej. Nazywali to stałym konfesjonałem. Pojechałam do domu o 5:50. W domu byłam o 6:10. Szybko coś zjadłam i szukam w necie, że o 7:00 jest msza we Chwałowicach w sanktuarium św. Teresy. O 6:30 wyjechałam do Chwałowic. 6:40 byłam w kościele. Modlili się koronkę, konfesjonały były puste. Siadłam do ławki. Zobaczyłam chłopaka, który też był w tym kościele co ja licząc na spowiedź. Nagle ksiądz się pojawił po przeciwnej stronie kościoła niż ja i ten chłopak tam od razu wskoczył. Myślałam sobie, o nie taki starszy ksiądz, to będzie się bardzo oburzał na moją spowiedź. Zamknęłam oczy i wstałam, żeby przejść na drugą stronę tyłem kościoła. Odwracam się i szok bo naprzeciw mnie był konfesjonał z młodym księdzem i to wolny jeszcze. Mówię to co zawsze. To on pyta, co chciałabym zmienić w sobie, albo który grzech chciałabym już niepowtarzać.
Zadałam mu 2 pytania. Jedne dotyczyło ostatniej dyskusji z moim przyjacielem, a drugie pytania pierwszego czytelnika.
W odpowiedzi na to dlaczego seks przed ślubem upadla, a po ślubie uświęca powiedział, że ślub to sakrament gdzie bierze się odpowiedzialność za drugą osobę. Mówił, że Bogu nie podoba się tymczasowe traktowanie drugiego człowieka, że nic cię nie wiąże, i jak Ci się coś nie spodoba to znikniesz i tyle. Zostawiając drugą osobę samej sobie.
Pytanie następne mówiło dlaczego trzeba chodzić do spowiedzi, skoro w "Wierzę w Boga", mówi się, że wierzymy w odpuszczenie grzechów przez krzyż dla tych, którzy żyli przed i po Chrystusie, a jednocześnie Jezus dał moc odpuszczania i zatrzymywania grzechów. Usłyszałam, że tak jak Piotr trzy razy zaprzeczył, to potem musiał 3 razy potwierdzić miłość i że spowiedź jest odświeżeniem relacji z Bogiem.

Rekolekcje:
Na Górze świętej Anny cały czas było głośne, huczne ogłaszanie królestwa niebieskiego na ziemi ;p tzn były bębenki, perkusja, róg, trąby Jerycha, czyli ludzkie usta, klaskanie, tupanie, wyginanie się jak król Julian wygina śmiało ciało ;p Na początku na sucho mówiąc, że musimy się sami nauczyć wielbić, a potem co jakiś czas dołączały instrumenty ;p

Po długim wołaniu, krzyczeniu i śpiewaniu, kiedy już nie wierzyłam, że będzie w programie coś po za tym więc się nawet wczułam ogłoszono, że będą ćwiczenia do wykonania. Zadanie pierwsze polegało ma znalezieniu drugiej osoby, której się nie znało, wpatrzeniu się w nią w coś co przykuwa Twoją uwagę, może oczy, może kolor włosów a potem wypowiadanie słów, które są słyszalne w brzuchu, np "szikababa" , prośbie do Boga, żebyś mógł/mogła usłyszeć słowo o tej osobie. Był czas, żeby je usłyszeć. Panikowałam wtedy okropnie, co jak nie usłyszę. Totalny chaos i strach mną wtedy targał mimo prób uspokojenia. Potem świczenie polegało znów na znów mówienie słów na głos dziwnych słów np "szikababa", a w duchu mieliśmy prosić Pana, żeby wytłumaczył, co odebrane słowa znaczą, a na koniec, znów wypowiadało się tamte słowa i prosiło o dobre przedstawienie interpretacji osobie, której dotyczyło proroctwo. Słowa kierowane do tej osoby miały być budujące, przynosić nadzieję i otuchę. Jeśli takie nie były to nie przychodzi to od Ducha Świętego. Ja nic nie zobaczyłam nie licząc czarnego, białego i czegoś tak nieforemnego jak głowa ryby, co się w ogóle nie liczyło. A osoba będąca ze mną zobaczyła Okrąg świetlisty, może była to obrączka albo ślubna obietnica, a w środku róża. Róża i obręcz kojarzyła mi się podczas słuchania tego ewidentnie z Maryją. Jej kwiat i aureola i  ze złożoną jej niegdyś obietnicą.



Zadanie drugie polegało na dobranie się w 3-ki. Uciekłam od tej przemiłej dziewczyny, bo chciałam, żeby ktoś nad nią prorokował, a ja nie mogłam. Nie znalazłam żadnej pary do której mogłam dołączyć i schowałam się w najdalszym kącie. Polegało to na prorokowaniu 2-ki osób nad najstarszą z nich. Na następnym spotkaniu miało być prorokowanie nad średnią, a na trzecim nad najmłodszą osobą. Dlatego mieliśmy zapamiętać te osoby, z którymi byliśmy.


Potem było pytanie czy ktoś chce się pozbyć krępujących go więzów nieśmiałości, bierności, ograniczeń, blokad itd. Zgłosiłam się. Było dużo takich osób. Powiedziała Maria Vadia, żeby podejść. Podeszłam. Uciekałam przed kładzeniem rąk na mnie bo panicznie bałam się stracić przytomność. Mroziło mnie jak widziałam, ze obok mnie ludzie padają jak muchy "spoczywając w duchu". Ona szła, a ja uciekałam żeby Ci ludzie na mnie nie padli i się oddałam od tego, by mieć to błogosławieństwo. Potem nagle podbiegła inna kobieta, nie wiadomo skąd bo po mojej stronie nie stała, ani nie widziałam jak błogosławiła i pokładła parę osób i dotknęła też mnie. Chyba to było czoło. To jest takie uczucie jakby ktoś oświecił Ci lampkę w głowie tak szybko się to rozeszło, ale nie oślepiło, nie było blasku tylko coś tak się rozprzestrzeniło że można było stracić świadomość spokojnie. Zdziwiłam się tym jaką czuję w umyślę przestrzeń, ale jakoś otworzyłam oczy i okazało się, że stoję nadal. Dziwnie na mnie spojrzała ta kobieta, może zdziwienie może pytanie o co chodzi, bo powinnam leżeć jak takie wielkie chłopy padały. Ale fakt jest taki, że coś się zmieniło. Blokady psychiczne gdzieś sobie poszły. Podczas uwielbiania nie przejmowałąm się, że mogę mieć spoconą pachę, dawałam ręce najwyżej jak mogłam, nie miałam oporów tańczyć, mówić, krzyczeć, śpiewać. To było piękne. Usłyszeliśmy wszyscy "Teraz jesteś nowym człowiekiem" ;) Czyli nie reperowanie starego człowieka tylko tamten umiera i rodzi się nowy.

Poszłam do pokoju i pytałam tak jak Maria Vadia pouczyła, żeby pytać "Panie dlaczego coś nie wyszło, co zrobiłam, czego nie zrobiłam pokaż mi to". Chciałam zrozumieć dlaczego nie mogłam znaleźć pary. Wyobraziłam sobie tamtą salę i mój wzrok skupił się na jednym konkretnym miejscu na tej sali. Już wiedziałam, gdzie mam iść. Wiedziałam gdzie stanąć i stanęłam tam i okazało się, ze była tam jedna para, której przedtem nie brakowało niczego, ale od 2-go spotkania już się nie pojawił jeden mężczyzna w ich trójce. Ucieszyły się, że przyszłam, a ja, że było to miejsce dla mnie, które Pan przygotował. Oceniły, że jestem najmłodsza, więc idę na koniec do prorokowania.

Kiedy przyszła moja kolej to powiedziały obie, że Bóg uwalnia mnie od nieśmiałości, Otacza mnie opieką, że Bóg troszczy się o mnie jak o kwiatki i ptaszki, że jestem piękna, że Bóg wyzwala od nieśmiałości i nie zapomniał o mnie i daje mi wolność. Jedna z nich też widziała kwiatki. Miło mi to było słyszeć, ale myślałam sobie, że przecież już byłam uwolniona. Po przerwie kolejny raz spotkałam przy zamykaniu drzwi tego samego człowieka, chyba trzeci raz już. Zaśmiałam się mimo to nieśmiało i powiedziałam mu, że się znów spotykamy w tym samym momencie robiąc te same rzeczy. Przeszłam dalej, ale on podbiegł do mnie aż na górę schodów i zadał mi pytanie "Czy Ty wiesz, że jesteś piękna? Czy Twój tata mówi Ci, że jesteś piękna?". Powiedziałam, że tak, że mówi taki dziwny trudny komplement "Dla mnie nawet w worku jesteś Szwarno". Nigdy nie mówił szwarno, tylko piękna, ale to znaczy to samo ;p Wtedy odpowiedział, że to chyba jakieś śląskie określenie piękna i poleciał do mojego taty z pytaniem "Czy Ty mówisz swojej córce, że jest piękna?", a on na to, że oczywiście i powiedział do mnie "Dla mnie jesteś Piękna", a mężczyzna na to, że nie dla Ciebie tylko jest piękna, ale po prostu ma mówić "Jesteś piękna". Więc tata to powtórzył w moim kierunku ;p Wtedy coś poczułam tam gdzie mostek czy serce, jakby coś odkliknęło, coś się aż z dźwiękiem odblokowało. Jakoś te słowa zadziałały tak, że uwierzyłam i zły urok prysł. Inni mężczyźni, kobiety przez 30 lat mogły mi mówić o piękności, ale to nie działało, to były miłe słowa. Przypomniałam sobie jak byłam młodsza, chyba chodziłam jeszcze do podstawówki, a w holu w domu był jeszcze zielony dywan i po raz pierwszy usłyszałam słowa "Jesteś dla mnie piękna nawet w worku". Ja wtedy stanęłam w tym holu i się zastanawiałam co to znaczy. Wyobraziłam sobie siebie w tym worku i pomyślałam, że nic w nim nie może być piękne i że te słowa znaczą, że obojętnie jak będę brzydka to zawsze będą mnie kochać. To było pozytywne, ale nie znaczyło dla mnie, że jestem piękna. Tyle lat się zastanawiałam, czy można uznać, że jestem ładna, czy zwykła, czy raczej brzydka, codzienne wpatrywanie się w twarz i mówienie o trudnej czasem twarzy. Tyle lat zazdrości, że inne są piękne, a ja nie, tyle lat porównywania innych, prób dociekań dlaczego one są piękne, a ja nie dojścia do sedna piękna, do źródła i kwintesencji, żeby to pochwycić i taką się stać. I nagle się taka stałam, stałam się piękna tak po prostu magicznym słowem. Słowa księdza Pawlukiewicza, że dla kobiet najważniejsze jest piękno relacje i miłość, i to piękno jakby było podstawą odwagi.

Usta człowieka są "Bramą chwały", są "Trąbami Jerycha". Ciągle to mówili i dodawali, że Pan bardziej ceni Trąby Jerycha niż przybytek Jozuego.


Na tych rekolekcjach powiedziano też fragment o raju. Myśl o ogrodzie Eden zaprzątała kiedyś znacząco mój dziecięcy umysł. O wypędzeniu starałam się w ogóle nie pamiętać. Na rekolekcjach powiedziano, że kiedy Bóg wypędzał Adama i Ewę z Raju, to zrobił dla nich ubrania ze skóry. Poprzednio sobie zrobili z gałązek figowych. Skóra jest dużo trwalsza niż listki. Nie było to pesymistyczne tylko zrobione z troską. Powiedział również, że stawia na straży Raju Cheruba, który będzie chronił dostępu do niego i ma nadzieję, że nigdy człowiekowi nie uda się dotrzeć do drzewa życia. Oby go nigdy nie znalazł. To mówił z troską o człowieka, nie zamnkął przed nim tych drzwi, tylko jak ojciec stawia wyżej ciasteczka, żeby dzieci nie zjadły i ma nadzieję, że nie weźmie taboretu(krzesełka), żeby dosięgnąć.
Chodziłam sobie potem po parku i przypomniałam sobie swój sen sprzed paru lat. Było to wnętrze drzewa, gdzie było źródło tak przeźroczystej i czystej wody, jaką nigdy nie widziałam, ale bałam się wejść, bo nie wiedziałam jak to jest głębokie, co się stanie. Patrzyłam na ten piękny widok, konary, dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że obok jest normalna ulica z samochodami. Nie czułam jednak zbezczeszczenia tego przez obecność rzeczywistości codziennej. Wróciłam do oglądania drzewa, tak szerokiego w środku. Szukałam potem takiego drzewa, oglądałam mnóstwo środków drzew z dębów, bo są najszersze, ale w środku była rdza i pająki i brak takiego światła jak tam. I tam w tym parku uświadomiłam sobie, że nigdy nie zobaczę tamtego drzewa w rzeczywistości. Bo to były tkanki. To było wnętrze człowieka, dlatego nigdy w żadnym drzewie tego nie znajdę. Tak jak nigdy nie znajdę drzewa poznania dobra i zła, bo to jest jak dojrzewanie, jesteś niewinnym dzieckiem nie wiesz kiedy robisz dobrze a kiedy źle, jesteś prowadzony za rękę i nagle to rozumiesz. Już nie jest tak samo, ta świadomość otaczającego świata, jednych to przygniata, że widzi się coraz większe i większe kręgi. To jest dorastanie, normalny etap w życiu człowieka. Raj jest tym dzieciństwem i beztroską.
Jeśli chodzi o świadomość to byłam dziewczyną, która nie wpadła na pomysł, że może komu czegoś brakować, że ktoś może potrzebować pomocy. Kiedyś z byłym chłopakiem siedziałam przy rowerze. On zmieniał dętki. Nagle powiedział zniecierpliwiony, "Czy nie widzisz, że przydałby mi się śrubokręt i mogłabyś mi go podać?". Taka myśl, jak analiza, czy drugiemu czegoś nie brakuje, czy mały element spowoduje, że on dojdzie gdzieś dalej, albo szybciej nigdy mi nie przyszła. Nigdy nie usłyszałam tego od nikogo. Podałam mu to co chciał i zaczęłam się rozglądać i patrzeć na ludzi, czy nie są gdzieś na tym etapie. Cieszę się, że mi to uświadomił.
Wróciłam ze spaceru na kolejny ciąg rekolekcji i tam powiedziano, że są rzeczy ukryte dla większości, ale dla tych co szukają i drążą te tajemnice są odkrywane. Te moje luźne przemyślenia potwierdzili słowami, że źródło życia jest w brzuchu. Myślałam sobie wcześniej, że skoro jest dostępne, że każdy może to znaleźć to bez sensu jest dawać to fizycznie w jakimś miejscu na ziemi, tylko dać to w człowieku. I oni mówili, że każdy ma w sobie to ukryte drzewo. Myślałam sobie, ze każdy chciał poznać dobro i zło, bo to znał Bóg, a każde dziecko chce robić to co rodzice, znać to co oni, naśladować ich. I jak Bóg, chcemy trwać wiecznie.Człowiek chce być jak Bóg. Kiedyś była taka relacja z Bogiem, której nic nie przeszkadzało, ale po zgrzeszeniu już jest jakaś blokada na relację z nim. Dlatego możemy mieć wrażenie odseparowania od niego i samotności. Ale on jest tam cały czas i czeka. Podobno Cherub oznacza wyobraźnię.

Fajnie, że w Chrześcijaństwie przyjmują każdego, obojętnie to przeskrobał i jaką jest osobą. Czy ma się 12-cie, czy 80 jest się w porządku do przyjęcia. Świadectwo jest od każdego ważne i nie jest interpretowane jako wywyższanie się i przemądrzałość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz